Budynek, pod którym zaparkowaliśmy nie był w zbyt dobrym stanie, sądząc po odpadającej farbie, czy chociażby samym szarym kolorze. Towarzystwo, które się przy nim kręciło również niekoniecznie należało do najmilszych. Czterech czarnoskórych chłopaków, w okolicy lat dwudziestu z groszami stało obok położonego nieco niżej wejścia do jakiegoś lokalu i obserwowało nas, gdy do niego wchodziliśmy. Lokal ów okazał się klasycznie zadymionym pubem ogarniętym przez półmrok i prawdopodobnie już od rana półżywych klientów grających w bilard, pijących i rozmawiających. Tylko jeden osobnik wyróżniał się z tego towarzystwa i to do niego właśnie zmierzaliśmy. Brunet, z postawionymi nieco do tyłu włosami i sporymi czarnymi tunelami w uszach siedział oparty o bar sącząc samotnie piwo.
– A któż to się pojawił.
– burknął nie odrywając wzroku prawdopodobnie od tyłka barmanki
polerującej kufle. Zastanawiałam się jaką znowu bestią jest ten
osobnik.
– Eli. – rzucił przeciągle
North siadając obok chłopaka, stanęłam zaraz za nim. – Jak
dawno się nie widzieliśmy. – Eli uśmiechnął się szelmowsko.
– Wybacz, że nie szukam
towarzystwa wilczków. – odparł, po czym pociągnął solidny łyk.
Wilczków? Gdzieś już obiło mi się to o uszy.
– Obaj wiemy, że wzajemne
towarzystwo nam nie służy, ale mógłbyś być trochę milszy. W
końcu to jest niezbędne do zachowania dobrych stosunków. – North
klepnął chłopaka w ramię, a ten prychnął w odpowiedzi.
– Lepiej powiedz czego chcesz
i spadaj, póki chce mi się z tobą gadać. – powiedział pierwszy
raz spoglądając na wilkołaka, a ten wzdrygnął się prawie
niezauważalnie. Miałam nawet wrażenie, że przez sekundę emocje
wzięły nad nim górę. Jednocześnie nadarzyła się okazja, aby
dokładniej przyjrzeć się młodszemu chłopakowi. Miał nieco
wklęsłe policzki i gęste ciemne brwi. Jego szare oczy były
przymrużone i otoczone ciemnymi rzęsami. Nie był szczególnie
przystojny, ale aura, która roztaczała się wokół niego
sprawiała, że czuło się dziwne przyciąganie i chęć bliższego
kontaktu. Jednak czar prysł wraz z jego spojrzeniem. Zimnym,
przenikliwym i kłującym podświadomość, niczym ostry sopel.
Starałam się przeciwstawić narastającemu uczuciu strachu,
odwrócić wzrok, jednak nie byłam w stanie. Poczułam dreszcze i
zimny pot spływający mi po plecach.
– Dość! – warknął North
i w jednej chwili wszystko wróciło do normy. – Czy ty zawsze
musisz wszystkich sprawdzać? – spytał jakby z wyrzutem.
– Taki już mój urok. –
szepnął dopijając piwo. – Mówcie czego chcecie, bo też mam
swoje sprawy.
– A jakie ty możesz mieć...
– zaczął North, jednak przerwał, gdy tylko go szturchnęłam.
Spojrzał na mnie złowrogo.
– Widzisz? Nawet twoja nowa
laska ma więcej rozumu od ciebie.
– Zamiast pieprzyć bez sensu
powiedz lepiej co wiesz o aktywności wampirzych sekt.
– Hm, coś chyba obiło mi
się o uszy. – rzucił rozsiadając się wygodniej.
– A jakieś konkrety? –
spytałam bez namysłu. Spojrzał na mnie jakby oceniając. Chwilę
się mierzyliśmy. Nerwy miałam napięte do granic możliwości, ale
tym razem nie dałam się zaskoczyć i wytrzymałam jego wzrok.
– Jeśli chcesz konkretów,
to znajdź kogoś z gangu tego chińczyka, Wei'a Liang'a. Niektórzy
jego chłopcy mogą okazać się przydatni. – odparł wstając i
zakładając jednocześnie skórzaną kurtkę, leżącą do tej pory
na stołku obok. North również wstał, a Eli niespodziewanie
zacisnął mu dłoń na ramieniu i przysunął się się do jego
ucha.
– Niczego sobie jest ta twoja
nowa partnerka. Lepiej jej pilnuj, bo wieści szybko się rozchodzą.
– rzucił nie siląc się specjalnie na szept, po czym wyszedł z
budynku.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu
North trzasnął drzwiami tak mocno, że kilku przechodniów
odwróciło się w naszą stronę.
– Możesz mi powiedzieć co
to miało być? – warknął. – Czemu wtrącasz mi się w słowo?
– Może dlatego, że wkurza
mnie twoje podejście. Nie wiem, czujesz się takim bossem, bo jesteś
wilkołakiem? Myślisz, że możesz wszystkimi manipulować,
prowokować wszystkich IN-ów na około i nie mieć żadnych
konsekwencji z tego powodu, bo jesteś przedstawicielem władzy?
– Do czego zmierzasz?
– Myślę, że nie tylko na
mnie użył tego swojego przeszywającego wzroku, czy cokolwiek to
było. Widziałam twoją reakcję, kiedy na ciebie spojrzał, bałeś
się. – chwila ciszy. – Przez ten moment, kiedy na mnie patrzył
też to czułam. Czułam wręcz jego siłę...i wiem, że jest
silniejszy od ciebie, dużo silniejszy. – wzrok mężczyzny niemal
mówił mi, że mam rację, jednak czekałam, aż sam mi to przyzna.
– To prawda. Eli jest
potężny, jest kurewsko potężny. Ale to nie zmienia faktu, że nie
powinnaś się wtrącać.
– I co? Mam do końca życia
siedzieć cicho, bo nie wiem co robić, co mówić? Nie, jeśli
myślisz, że będę grzeczną i posłuszną dziewczynką to się
mylisz. Nie chcę też jednak, żeby były między nami jakieś
spiny, okej? – spytałam i pochyliłam się nieco, chcąc spojrzeć
na jego twarz. – Nie chcę, żebyś udawał i próbował udowadniać
jaką masz władzę. – dodałam kładąc mu dłoń na jego, jednak
on natychmiast zabrał ją, a obie ręce podniósł do góry, w
geście poddania.
– Okej, okej. – rzucił już
bardziej przyjemnym tonem. Uśmiechnęłam się na ten widok.
Przynajmniej jedną rzecz sobie wyjaśniliśmy.
~
– Podsumujmy. Mamy martwą
dziewczynę z wyciętym na brzuchu pentagramem i opróżnioną z krwi
oraz wypalony pentagram na ziemi. Wiemy, że może mieć z tym coś
wspólnego gang krwiopijców niejakiego Wei'a. Pytanie, po co oni to
robią? – powiedział North, kiedy siedzieliśmy już w agencji
razem z Sonyą i Chrisem.
– Może po prostu dowiedzmy
się od samego Wei'a? – rzuciłam jakby to było najbardziej
oczywistą rzeczą na świecie.
– Wybacz, ale to nie jest
takie łatwe, jak pogadanie ze zwykłym mafiozem. Wampira możesz
spotkać tylko nocą, do tego nie są zbyt skore do współpracy.
– Myślisz, że tego całego
Wei'a nie ma w rejestrze? – spytała Sonya siedząca na stole i
kiwająca nogami. Przypominała tym zachowaniem małą dziewczynkę.
North bawiący się do tej pory trzymanym w dłoniach długopisem
wskazał na nią z miną „to jest myśl” i obrócił się w
stronę laptopa. Spojrzałam mu przez ramię.
– Macie spis wszystkich
IN-ów?
– No nie takich wszystkich. –
odparła Sonya. – Część przebywa w mieście nielegalnie. Takie
stworzenia w przypadku złapania mają wybór: albo na specjalnych
warunkach są wpisywani do rejestru, albo idą do specjalnego
więzienia.
– Są też szczególne
przypadki. – wtrącił się Chris. – W przypadku wyjątkowo
niechętnych na współpracę pozostaje wyjście ostateczne.
– Domyślam się o co chodzi.
– W rejestrze nie ma żadnego
Wei'a Liang'a. – rzucił niezadowolony North. – Nie ma o nim
nawet wzmianki w żadnych aktach czy raportach.
– Cholera, to co robimy? –
spytałam patrząc na wszystkich po kolei.
– Pewnie od jutra będziemy
wymiennie patrolować miasto w nocy, może się na coś natkniemy. –
odparł mój partner.
– A nie lepiej powiedzieć
szefowi, żeby wysłali więcej nocnych patroli? – zaproponowała
Sonya.
– No można. – mruknął
North. – Dobra to idź do niego.
– Wybaczcie, ale muszę na
chwilę wyjść. – wtrąciłam się.
– Ta, jasne. Nie ma sprawy. –
rzucił dając mi do zrozumienia, że mało go to obchodzi.
Kiedy wychodziłam z
pomieszczenia ktoś akuratnie szedł korytarzem. Spojrzałam na
mężczyznę i w pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć w to co
widzę.
– Bill? – spytałam
idiotycznie. Szedł jak zwykle z masą papierów w rękach.
– Cześć. – spojrzał na
mnie niewzruszony i ruszył dalej przed siebie. Nie mogłam mu tak po
prostu pozwolić odejść.
– Cześć? Tylko tyle masz mi
do powiedzenia? – warknęłam chwytając go za ramię. Bill chyba
naprawdę nie rozumiał o co mi chodzi. – Wpakowałeś mnie w to
gówno i masz czelność mnie jeszcze olewać? – krzyknęłam, a
przechodzące akurat dwie młode kobiety spojrzały na mnie jak na
wariatkę.
Miałam ochotę rzucić się na
niego z pięściami, jednak akurat w tym momencie na korytarzu
pojawił się North. Uraczył Bill'a złowrogim spojrzeniem, szarpnął
mnie i zawlókł, jak się okazało, do damskiej łazienki.
– Co ci dziś odpieprza, co?
– szepnął gniewnie.
– Przerasta mnie to wszystko,
rozumiesz? W ciągu kilku dni moje życie zmieniło się o sto
osiemdziesiąt stopni, więc nie oczekuj ode mnie, że będę
grzeczna i uczynna. – odparłam podobnym tonem.
– Znamy się dopiero dwa dni,
a ja już czuję się jak twój starszy brat. – spojrzał na mnie.
– Naprawdę, nie wiem o co chodzi, ale doceń to, że mam do ciebie
wyjątkowo anielską cierpliwość, więc zostań tu chwilę,
odsapnij, a potem wracaj do nas. – rzucił na odchodnym.
Chwilę patrzyłam na
zamykające się powoli drzwi, po czym jakby wracając do
rzeczywistości spojrzałam w lustro.
– Co ja wyprawiam?
~
Obudziłam się. Wokół albo
nie było nikogo, albo również spali. Kiedy podniosłam głowę
okazało się, że zasnęłam na raportach i innych dokumentach
dotyczących sprawy.
– O, obudziła się w końcu.
– rzucił chyba żartobliwie North.
– Co? – spytałam nieco
nieprzytomnie.
– Pstro, jest 5:30. –
spojrzał na zegarek. – Właśnie rozmawialiśmy o kolejnym
zabójstwie.
– Co? Rozmawialiście?
– Tak, migowym. Swoją drogą
przydatna umiejętność. – dodał podając mi kubek z kawą.
– Jakim zabójstwie? –
spytałam bardziej zainteresowana kawą.
– Znaleźli kolejną
dziewczynę. Wszystko identycznie jak poprzednio, tylko tym razem
opuszczony klub, a nie magazyn.
– Chyba sobie jaja robisz. –
warknęłam upijając łyk nieprzyjemnie chłodnej kawy.
– Teraz przynajmniej wiesz
czego się spodziewać. – zdjął z wieszaka kurtki i podał mi
jedną. Chwyciłam ją i wstając założyłam. Nie miałam zbytnio
ochoty wychodzić o takiej godzinie. Na zewnątrz na pewno było
zimno, a mój organizm nie przyjął jeszcze do wiadomości, że
właśnie się obudziłam. Podchodząc do drzwi spojrzałam jeszcze w
głąb pomieszczenia. Laptop okupowany był aktualnie przez Sonyę,
natomiast Chris robił to co ja jeszcze przed chwilą. Z tą różnicą,
że ja miałam stół, a on kanapę. Sonya spojrzała na mnie i
uśmiechnęła się.
Miałam rację. Chłód, jak
dopadł mnie po opuszczeniu budynku był orzeźwiający, jednak mimo
to nieprzyjemny. Szczęście, że samochód był zaraz obok.
– Tylko nie zaśnij mi tu. –
powiedział North, gdy stanęliśmy na parkingu, przed rozległym
budynkiem z cegły. Wokół panowała głucha cisza. W przypadku
normalnego zabójstwa była by tu masa ludzi, ale tu nie było nawet
techników.
– To jest kościół? –
spytałam spoglądając to na białą tabliczkę, to na wieżyczkę,
na której kiedyś spoczywał krzyż.
– Kiedyś tak. Później
przekształcili to w klub, jednak, gdy okazało się, że właściciel
używał go, jako przykrywki do handlu ciężkimi prochami, lokal
został zamknięty i nikt go nie chciał kupić ze względu na
reputację. – przerwał przepuszczając mnie w drzwiach.
W środku, gdyby nie ustawione
przez techników lampy panowałaby kompletna ciemność. Światła
skierowane były na przeciwległą stronę budynku, gdzie kiedyś
prawdopodobnie znajdował się ołtarz, później stół DJ-ski, a
aktualnie funkcja wróciła do bycia ołtarzem, ale tym razem
ofiarnym.
– Dziewczyna ma takie same
obrażenia jak poprzednia. – zaczął North zakładając
rękawiczki.
– Ale tym razem nie jest
podwieszona do sufitu.
– Nie. Tylko leży na brudnym
ołtarzu. – w tym momencie rozległ się dźwięk otwieranych
drzwi. Spojrzałam zaniepokojona na niskiego...bardzo niskiego
człowieczka sunącego w naszą stronę.
– Widzę, że wreszcie
zdążyłeś na czas. – rzucił North nim zdążyłam się odezwać.
– Nie musisz być taki
uprzejmy piesku. – przywitał się równie uprzejmie karzeł.
– I mówi to szczur, który
całymi dniami przesiaduje w śmierdzącym prosektorium.
– Może miast udawać
inteligentnego przedstawisz mnie tej, mam nadzieję milszej pani?
– Melanie Crawford. –
podałam mu szybko rękę.
– Arlo Mackay. – ujął
moją dłoń i pocałował w sam czubek.
– Nie udawaj, że taki z
ciebie dżentelmen. – warknął jakby nieco oburzony partner.
– Nie udaję, w
przeciwieństwie do ciebie nie muszę.
– Oh, daj spokój! – rzucił
donośniej North wstając i podchodząc do patologa. – Naprawdę
zamierzasz wywlekać tu wszystkie brudy? Zawsze byłeś dobry w
upokarzaniu, ale nie zrobisz mi tego przy kolejnej osobie. –
szepnął pochylając się na wysokość jego twarzy.
– Nie nie zrobię. – karzeł
spojrzał mu pewnie w oczy. – Nie zrobię tylko dlatego, że
zmądrzałem. – dokończył, po czym wyminął mojego partnera i
podszedł do ciała.
~
Przemierzając kolejną pustą
ulicę nie mogłam poskładać myśli. Po raz kolejny zastanawiałam
się co stało się z moim dotychczasowym życiem. W ciągu trzech
dni zmieniło się diametralnie, a co gorsze nic z tego wszystkiego
nie miało sensu. Wilkołak ścigający przestępców, wampirza sekta
odprawiająca jakieś krwawe rytuały, smok-biznesmen, a wszystko to
w centrum Atlanty – mojego domu od ponad sześciu lat.
Nawet nie zauważyłam, jak nogi poprowadziły mnie przez pół miasta, na skrzyżowanie Centralnej i Marcina Lutra. Przystanęłam dokładnie obok średniej wielkości kościoła. Słońce już dawne zniknęło za budynkami, toteż na ulicach zrobiło się ciemno, a zimny wiatr kazał mi od razu dopiąć kurtkę. Spojrzałam na budynek zbudowany z jasnej cekły, z którego okien wydobywało się nikłe światło. Miał dwie wieże, zakończone mniejszymi białymi czubkami, a wyższa z nich sięgała nieco ponad pobliskie budowle.
– Co mi szkodzi. –
szepnęłam, po czym skierowałam się w stronę schodów.
Wnętrze oświetlały
przyciemnione latarnie rozwieszone po obu stronach głównego
przejścia. Bo bokach, zaraz przy oknach ustawionych było po kilka
świec, podświetlających nieco okryte mrokiem wnęki odcięte
rzędem kolumn. Usiadłam w jednej z ław i spojrzałam na rozetę
umieszczoną nad białym prezbiterium.
Nagle usłyszałam odgłos
otwieranych drzwi. Spojrzałam w kierunku ołtarza zza którego
wyłoniła się postać odziana w czerń.
– Co ja do cholery wyprawiam.
– szepnęłam ponownie i zerwałam się natychmiast z miejsca.
– Czy coś się stało drogie
dziecko? – zatrzymałam się.
– Nie, nie nic. Ja... –
zawahałam się. – Nie powinno mnie tu być.
– Najwyraźniej Bóg chciał,
żebyś tu była i ze mną porozmawiała. – uśmiechnął się,
jednak nie umiałam odnaleźć w tym geście szczerości.
– Przepraszam. To naprawdę
zły pomysł.
– To miejsce jest domem dla
wszystkich, nawet zbłąkanych owieczek.
– Nie jestem żadną
owieczką! – podniosłam nieco głos, lecz zaraz skarciłam się w
myślach.
– Wyczuwam gniew w twoich
słowach drogie dziecko. Jesteś przepełniona złymi myślami,
jesteś rozdarta.
– Pan...ksiądz jest
jasnowidzem? – spytałam, a ten zaśmiał się gorzko.
– Jasnowidze używają magii,
a ta jest niezgodna z naukami Chrystusa. Jestem po prostu oddanym wysłannikiem Boga, możesz mi powiedzieć co cię trapi.
– Chciałabym. Bardzo
chciałabym komuś to wszystko powiedzieć, ale nie mogę. Uznałby
mnie ksiądz za wariatkę.
– Na pewno nie. – uśmiechną
się ponownie. Miałam ochotę się przełamać, jednak szybko
zauważyłam, że coś jest nie tak.
– Muszę iść. – rzuciłam
szybko i nim mężczyzna zdążył coś powiedzieć odwróciłam się
i szybkim, bardzo szybkim krokiem wyszłam z kościoła, po czym
oparłam się o zamknięte drzwi.
– Co to do cholery miało
być! – warknęłam i uderzyłam pięścią w drewno za sobą.
Niespodziewanie poczułam
dziwny impuls. Spojrzałam szybko w mrok ulicy. Ktoś tam stał. Stał
i obserwował. Instynktownie sięgnęłam po broń i powoli zaczęłam
kierować się w stronę istoty. Jednak ta w bardzo szybkim tempie
zaczęła oddalać się w stronę pobliskiego parku.
– Hej! – krzyknęłam i
czym prędzej zaczęłam biec za nią. Gdy skręciłam za budynkiem i
wbiegłam do parku nikogo tam nie było. Stałam chwilę nasłuchując,
ale nic się nie wydarzyło.
~
– Jeszcze jednego. –
powiedział chłopak siedzący przy zapyziałym barze. – A kogóż
to nam tu los przysłał?
– Nie jestem w nastroju do
żartów Eli. – stwierdziłam siadając obok.
– Dla tej pani to samo. –
spojrzałam na niego pytająco.
– Whisky. – uśmiechnął
się sztucznie.
– Już nie hipnotyzujesz mnie
wzrokiem?
– Nie ma takiej potrzeby.
Robię to zazwyczaj przy pierwszym spotkaniu, ale nie ze wszystkimi,
więc możesz czuć się wyróżniona.
– Ależ dziękuję.
– Co cię tu sprowadza?
Jesteś zdenerwowana.
– Mamy kolejną martwą
dziewczynę.
– I zapewne przyszłaś
spytać czy coś o tym wiem.
– Nie...sama nie wiem czemu
tu przyszłam. – zawahałam się nieco. – Pewne North by się
nieźle wkurwił, gdyby się dowiedział.
– Aż tak przejmujesz się
jego opinią? – wyprostował się, kiedy barman podał nam trunki.
– To nie tak...
– Musisz się nauczyć żyć
w tym świecie – przerwał mi. – bo inaczej będzie tak tobą
pomiatał do końca życia.
– Łatwo powiedzieć.
– A jeszcze łatwiej zrobić.
Już czynisz pierwsze kroki.
– Skąd ty tyle wiesz? W
ogóle to kim jesteś? – spytałam nie mogąc już wytrzymać tej
ciekawości. Chłopak odwrócił się do mnie. Nie czułam już aż
takiego przerażenia jak w przypadku Northa, ale i tak przeszedł
mnie zimny dreszcz na widok jego lodowo-błękitnych tęczówek i
pionowych, wąskich źrenic.
– Mam zgadywać? –
uśmiechnął się ponownie. – Jesteś jak Bernie?
– Brawo mała, zaczynasz
odróżniać najstarszą istniejącą rasę.
– Muszę to zapisać, smok
chlejący whisky.
– No, rzeczywiście muszę
przyznać, że ludzie wymyślili kilka pożytecznych rzeczy.
– I ty tak szybko je
polubiłeś... – upiłam łyk wspomnianego trunku.
– Już trochę chodzę po tym
świecie, przeżyłem wiele, wiele zobaczyłem. Ale dopiero od
niedawna pozwolono mi zażyć waszego ludzkiego życia. W
przeciwieństwie do North'a, który od urodzenia był wprowadzany w
tę społeczność ja musiałem się nauczyć, zaczynając od
zwykłego współżycia z ludźmi.
– Rozumiem.
– Hej, lala! – usłyszałam
niewyraźne wołanie zza pleców. – Chodź tu, zabawimy się! –
spojrzałam na na oko trzydziestoletniego faceta. O ile dobrze
widziałam miał całą koszulkę uwaloną wymiocinami.
– Polecałbym się najpierw
umyć, nim zagadasz do jakiejkolwiek kobiety, bo walisz na kilometr.
– Nie do ciebie mówię
dzieciaku! – warknął do Eli'a.
– Ten DZIECIAK dobrze mówi.
– sięgnęłam po szklankę, zupełnie nie spodziewając się
nagłego szarpnięcia. Ledwo co zachowałam równowagę , gdy pijany
mężczyzna chwycił mnie za kołnierz i pociągnął do tyłu.
Trzymana przeze mnie szkocka z hukiem wylądowała na podłodze.
Chciałam go obezwładnić, jednak nawet nie wiem kiedy obok pojawił
się Eli. Chwycił napastnika, a ten natychmiast z bólu odgiął się
do tyłu. Odwróciłam się w ich stronę. Trzech towarzyszy
mężczyzny patrzyło na smoka z niedowierzaniem.
– Tak nie traktuje się
kobiety, zapamiętaj. – powiedział spoglądając mu w oczy. Mogłam
się tylko domyślać co działo się aktualnie w głowie tego
pijaka. Eli puścił go i wyprostował się. Nagle pojawiła się
inna rzecz, która mnie zainteresowała.
~
– Mogę ci zadać ostatnie
pytanie? – spytałam, kiedy zbliżaliśmy się już do mojej
kamienicy. – Od czego jest ta blizna na twoim karku? – Eli jakby
spoważniał nieco i przyłożył dłoń do wspomnianego miejsca.
– Ta blizna – zaczął
powoli. – jest powodem, dzięki któremu mogę być tu gdzie
jestem. Jeśli chcesz wiedzieć coś więcej powinnaś spytać kogoś
ze swojej agencji. – to zabrzmiało dość tajemniczo.
– Chcesz powiedzieć, że
agencja coś przede mną ukrywa?
– Nie mnie o to pytaj, to nie
ja ustalam ile możesz wiedzieć, jednak nie chce mieć ich na głowie
przez zbyt długi język.
– Dobrze. To...to do kiedyś.
– szepnęłam i skierowałam się do bramy. Jeszcze wchodząc do
mieszkania w mojej głowie krążyło dziwne uczucie bycia
oszukiwaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz