sobota, 20 lutego 2016

"Arbitrium" część V


"Wrogowie często mówią prawdę, przyjaciele nigdy."

– Dzień dobry pani Shildo. – powiedziałam pani w ziemistej garsonce, kiedy przechodziłam rano przez główny hol. Ta znowu odpowiedziała tym swoim miłym głosikiem, nie dziwiąc się nawet skąd znam jej imię. Shilda Spicer była wiedźmą. Ale nie taką typową chciwą wiedźmą z garbatym nosem, jak przedstawiają je w bajkach. Shilda, i owszem, miała niezbyt przyjazny wyraz twarzy, ale nic, dosłownie nic nie odróżniało jej od tysięcy innych kobiet w okolicy sześćdziesiątki.
– Pokój 315 po lewej stronie. – powiedziała nie odrywając się od swojego zajęcia. Nawet nie zdziwiło mnie to, że wie gdzie idę. Podziękowałam jej i ruszyłam dalej.
Minęłam zakręt i weszłam do jasnej przestronnej windy wypełnionej lustrami, na podświetlonym panelu wybrałam numer dwa. Gdy winda ruszyła spojrzałam w jedno z luster. Ujrzałam tam brązowooką brunetkę z lekko podkrążonymi oczami i niewyraźną miną. Uśmiechnęłam się słabo. „Mogłam się chociaż mocniej pomalować” pomyślałam, nim winda stanęła na właściwym poziomie.
To piętro różniło się od trzeciego, na którym znajdował się gabinet dyrektora. O ile tamto wyglądało jak w jakimś luksusowym budynku, o tyle to przypominało zwykły elegancki hol biurowy o kolorystyce identycznej jak na dole, tylko z dodatkiem okien. Ruszyłam w lewo wyszukując drzwi numer 315. Zadziwiające było to, że nie śledczy, a agenci, jak ich tu nazywają, mają przypisane całe pomieszczenie, a nie gnieżdżą się w ciasnym, dusznym pokoju, stanowiącym jednocześnie przejście do innych pomieszczeń.
Dojrzałam wreszcie wyczekiwaną liczbę. Stanęłam przed pojedynczymi szarymi drzwiami, wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. To co zobaczyłam wprawiło mnie w niemy zachwyt. Okna stanowiące właściwie większą część przeciwległej do drzwi ściany, eleganckie szafy, regały i biurka ustawione po wszystkich stronach pomieszczenia, jasnoszara wykładzina na podłodze. A na środku ustawione w podkowę jasne stoły, przy których znajdowały się dwie postacie. Brunetka z ciemniejszymi odrostami przywołującymi na myśl ombre siedziała z nogami na stole czytając prawdopodobnie jakiś raport. Facet natomiast pochylał się nad nią opary jedną ręką o krzesło, drugą o blat. Miał ciemnobrązowe, krótko ścięte włosy i ciepłe szare oczy spoglądające teraz na mnie z zaciekawieniem.
– Cześć. – rzucił miło, a wtedy również dziewczyna oderwała się od czytania i spojrzała na mnie. Była ładna. Miała duże również szare oczy, żywą cerę i ładne wydatne usta. Była wręcz nieco lalkowata i nijak nie byłam w stanie połączyć jej z pracą w służbie prawa.
– Hej. – odezwała się uśmiechając się szeroko. W ramach dobrego wychowania zamierzałam odpowiedzieć, jednak nagle poczułam, że ktoś otworzył na oścież drzwi, które do tej pory trzymałam uchylone, nawet nie do połowy. Odskoczyłam jak oparzona.
– Widzę, że wszyscy w komplecie. – rzucił zadziornie North. Wyglądał zupełnie inaczej niż wczoraj. Biła od niego jakaś pozytywna energia, jednak jego ubranie nadal pozostawiało wiele do życzenia.
– Mógłbyś mnie tak nie straszyć. – warknęłam spoglądając na niego złowrogo. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i podszedł do jednego z biurek, na którym stał laptop.
– Poznaliście już Melanie? – spytał wskazując na mnie palcem i nie odrywając się nawet znad włączonego ekranu. Brunetka szybko wstała i podeszła do mnie. Była praktycznie mojego wzrostu.
– Sonya Abbott. – podała mi dłoń. – A to Christopher Ford, mój partner.
– Melanie Crawford.
– Jest coś? – zapytał North.
– Daj jej się może zaaklimatyzować co Daniel? – rzuciła gniewnie Sonya. – Jak ci się podoba biuro? Przestronniejsze niż ten mały komisariat co? – kiwnęłam twierdząco głową. To co rzuciło mi się jeszcze w oczy, a właściwie w nos to świeże powietrze i jakiś przyjemny kwiatowy zapach unoszący się wokół.
– Jest o wiele przyjemniej niż tam. – zaczęłam, ale zaraz skarciłam się w myślach. Co ja mówię, przecież dopiero tak na nich nadawałam, a teraz dałam się uwieść tym czystym korytarzom i miłym ludziom. – Ale...nie wiem czy się odnajdę w takim eleganckim miejscu. – dodałam.
– Na pewno. – objęła mnie ramieniem, uśmiechnęła się i spojrzała ponownie na Northa. – Macie jakąś robotę?
– Taa, centrala właśnie dostała zgłoszenie o zwłokach dziewczyny.
– Człowieka? – zdziwiła się Sonya. Nie wiem czemu, ale jakoś nie mogłam się przemóc do mówienia North'owi po imieniu.
– Taa – powtórzył. – Ale ze względu na okoliczności ta sprawa jest zdecydowanie dla nas. – wstał, podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej dwie, grube srebrne walizki.
– Pokażecie mi potem zdjęcia. – rzuciła wesoło Sonya wracając na swoje siedzące miejsce. Spojrzałam pytająco na nią.
– Sonya ma bzika na punkcie fotografii z miejsc zbrodni. – powiedział North przystając obok mnie i dodał. – A tak w ogóle to jest żywiołakiem.

~

– Dobra, czyli mam rozumieć, że w każdym duecie agentów jest jeden człowiek i jedna istota nadprzyrodzona, tak? – spytałam upewniając się, kiedy stanęliśmy już przy sporym magazynie przy Booth Street.
– Dokładnie tak. Taki system świetnie się sprawdza. – odparł zatrzaskując drzwi srebrnego chevroleta malibu, a zaraz potem opierając się na nich. Spojrzałam na niego pytająco, a on odparł. – Nie wiem do końca, co tam zastaniemy, ale bardzo cię proszę, abyś zachowała spokój i się nie przeraziła.
– O-okej. – rzuciłam nieco zaskoczona, patrząc jak wyjmuje walizki z bagażnika i zaraz potem ruszyłam za nim w stronę budynku. Minęliśmy nieduży tłumek gapiów, doszliśmy do policyjnej taśmy. North pokazał odznakę.
– A ona? – spytał czarnoskóry policjant mierząc mnie pogardliwym wzrokiem.
– A ona ma imię i nie posiada jeszcze odznaki, ale przepuścisz ją. – warknął North. Nie widziałam wprawdzie jego twarzy, ale widziałam wyraz twarzy policjanta, który natychmiast podniósł mi taśmę. Nim doszliśmy do drzwi spytałam.
– Co mu zrobiłeś?
– Ja? Nic. To tylko mój urok osobisty. – uśmiechną się, po czym wkroczyliśmy do środka.
Po obu stronach hangaru kilka metrów od ścian znajdowały się wysokie rusztowania z ustawionymi na nich pudłami i skrzyniami. Przed nami stał wózek widłowy. Jednak, gdy tylko odsłoniła się przed nami ściana pomiędzy rusztowaniami żołądek podszedł mi do gardła. Około pięciu metrów nad ziemią, pod metalowym stropem wisiała przypięta kajdanami naga dziewczyna. Jej ciało zwisało bezwładnie, sine i nienaturalnie wychudzone, a to co najbardziej rzucało się w oczy to wycięty na jej brzuchu pentagram, z którego uciekały zaschnięte już zapewne strużki krwi. Identyczny znak, tylko wypalony znajdował się na ziemi.
– O kurwa... – wyrwało mi się.
– Dobrze powiedziane. – rzucił niewzruszony North. – To robota wampirów.
– Skąd wiesz? – spytałam tępo wpatrując się w obrazek przed sobą. Nawet nie zauważyłam, że mężczyzna już zabrał się do pracy.
– Czuję ich zapach, były tu. Cała grupa. Poza tym nikt inny nie ma zwyczaju bawić się czarną magią, no chyba że wiedźmy.
– Zaraz zaraz, ale mówisz o wampirach, takich wysysających krew, bojących się krucyfiksów, bieżącej wody i słońca?
– Powiem ci tak, w każdej książce autor opisuje je inaczej. Ale nasze nietoperze rzeczywiście nie przepadają za krzyżami i wodą święconą, a słońca i ognia unikają...jak ognia. – skończył mało zgrabnie. – Zrobisz zdjęcia?
– Tak, jasne. – odparłam szybko i zabrałam się do pracy.
Jakieś piętnaście minut później North kazał kilku technikom zdjąć ciało.
– Co my tu mamy... – szepnął.
– Ale...czy nie powinniśmy zaczekać na patologa? – spytałam znów zdziwiona. Od kiedy zaczęłam tu pracować wszystko mnie albo dziwi, albo przeraża.
– Nie będę czekać na przyjazd tego świra i on dobrze o tym wie.
– Widzę, że nie jesteście w zażyłych stosunkach. – rzuciłam zaczepnie.
– A jakże – warknął i dodał. – Wysuszona do suchej nitki.
– Wypiły z niej całą krew? – kucnęłam obok i zajrzałam mu przez ramię niczym małe dziecko.
– Wątpię. Widzisz ten znak na ziemi i jej brzuchu? Ten pentagram? – kiwnęłam twierdząco głową. – One odprawiały jakiś rytuał. Trzeba będzie przejrzeć cały spis wampirów z tego miasta i zobaczyć kto może być za to odpowiedzialny. Ale najpierw – wstał zdejmując rękawiczki. – Odwiedzimy kogoś, kto może coś wiedzieć na ten temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz